piątek, 6 grudnia 2019

Nie wszystko da się wywróżyć z fusów po kawie

Głupia, 

naiwna, 

ślepa, 

...

I takich przymiotników mam w sobie jeszcze kilka. Ostatni post. Malwina zaślepiona "szczerą miłością, Romkiem płaczącym z tęsknoty".... Boże, nawet nie jestem w stanie opisac swojej wściekłości którą mam teraz w sobie, nawet podczas pisania tego posta. 

Ktoś wyrządził mi ogromna krzywdę, na dzień dzisiejszy uważam, że jest to rana, która na zawsze pozostawi po sobie bliznę, sprawi że nigdy już w 100% nikomu nigdy nie zaufam. Czuje się zraniona, oszukana, jak małe dziecko które ktoś porzucił i nie wytłumaczył dlaczego. 

Romek okazał się dupkiem (mało powiedziane) do kwadratu. W dzień mojego przylotu odkryłam, że nie byłam jedyną jego wybranką. Okazało się, że równie bardzo "kochał" niemkę z Norymbergi. Planowali wspólne wakacje w Tajlandii, podróż Romka do Niemiec. Podróż na Kapadocje. Wszystko to co kiedyś planował ze mną, zaczął planować z inną kobietą. W sierpniu okazuje się że również nie byłam jego jedynym obiektem westchnień. Ona byla tam w tym samym czasie co ja. Biedny był tak zalatany, że musiał kursować między dwoma miastami. Z Side do Alanyi, z Alanyi do Side. Ona odwiedzała go kilkukrotnie w Side. Spędzali czas razem w hotelu, wieczory, dnie i noce. 

Twierdził, że ze mną skończy, po to aby być z nią. Powiedział jej że zrobi to powoli, ponieważ jestem wrażliwą osobą i miał kurwa racje. Bo rozdeptał moje serce na milion kawałków. Nigdy nie czułam takiego zawodu. Nigdy wcześniej w życiu. Zdrada, to był mój najgorszy strach. Zawsze się bałam, że może mnie to kiedyś dotknąć i stało się. 

Spędziłam samotny tydzień a Alanyi. Wyprowadziłam się. Przeszłam z walizką całą Alanyie, popłakując sobie przez całe 6 kilometrów. Na pomoc przybyła mi Magda, która znam już od kilku lat i mieszka w Alanyi wraz z rodziną. Wspólnie z jej tureckim mężem, opowidzieli mi mnóstwo historii które poziomem dorównywały mojemu koszmarowi, a czasem nawet i przewyższały. 
Pieszo robiłam masę kilometrów. Spałam na plaży, spacerowałam i w deszczu i w słońcu, cały czas zastanawiając się nad tym, czy jest jakieś sensowne wytłumaczenie tego co właśnie mnie spotkało. A spotkało mnie wielkie oszustwo. Oszukała mnie osoba, którą kochałam, ufałam w 100%. Był ostatnią istotą, którą mogłabym posądzić o coś takiego. Nigdy nie przszło mi do głowy że te wiecznie szczere i wpatrzone we mnie oczy mogą spoglądać w stronę innej osoby. A była nią niemka, która przyszła kiedyś na tatuaż do studia, w którym pracował Romek przez cały zeszły sezon. Okłamywał mnie odnośnie swojego braku czasu... ale w sumie mówił prawdę, bo nie miał czasu ze względu na to że był zajęty swoją kolejną dziewczyną. 

To jak teraz się czuje, zrozumie chyba tylko kobieta, która już kiedyś była zdradzona. Mieszanka złości, samotności, chęci zemsty, poczucia porzucenia i potrzeba wiecznego poszukiwania odpowiedzi dlaczego taka rzecz miała miejsce. Przecież było nam tak dobrze i planowaliśmy że będzie już tylko lepiej i lepiej. I nagle, ktoś kto nawet tego ze mną nie skonsultował, chciał się zabawiać, zrobił to tak jak chciał i to wiele razy. Bez mojej wiedzy, bez potrzeby poinformowania mnie o tym. Po prostu się bawił. A jedyną osobą, która za to płaci jestem ja. Ja, która chciała tylko miłości, ciepła i tych wpatrzonych we mnie oczu. 

Okazało się jednak, że człowiek o którym mówiłam post niżej, wcale na mnie nie zasługiwał. Nie był wart wszystkiego co dla niego poświęciłam i oddałam. Bawił się, nie tylko mną.


Życzę wszystkim kobietom, aby zawsze miały szeroko otwarte oczy oraz uszy, a serca szczelne i ostrożne. 

czwartek, 19 września 2019

No cześć!

Zanim zaczęłam pisać aktualny post, przeczytałam poprzedni. 

Ale było we mnie żalu, serio zrobiło mi się mega przykro jak to czytałam, bo na chwilę wróciłam myślami do tego pełnego goryczy wieczoru, kiedy pisałam poprzedni tekst ze szklącymi się oczami. 

A teraz... wchodzę tutaj najpierw jedną nogą, bo stało się coś, czego do tej pory nie robiłam. Zawsze uważałam, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej wody, blablabla. 

Tak i już od razu wiadomo, że wróciłam do Romka. Tak! i jestem z tego bardzo zadowolona. 
Brakowało mi go bardzo. Cały czas miałam wrażenie, że to nie była dobra decyzja. Odległość, to taka franca, która nie pomaga w takich przypadkach. A wiecie jak jest z problemami? Łatwiej się je zostawia niż rozwiązuje. 

To że zawsze będzie mnie ciągnęło do Turcji, to już wiem. Ale ona nie ma takich samych barw kiedy przyjechałam tam pod koniec sierpnia jako singiel. Z wyłączonym internetem, z zamiarem nie rozdrapania ran, które w sumie nie można było nawet nazwać strupkiem. Drugiego dnia nie wytrzymałam. Włączyłam internet w drugim dniu pobytu. Oczywiście czekała na mnie wiadomość od Romka i to nie jedna. Padła propozycja spotkania, więc się zgodziłam bo tak naprawdę, strasznie za nim tęskniłam. 

Każda minuta czekania na spotkanie, wiązała się z przewrotem wszystkich wnętrzności w moim brzuchu, niczym bęben pralki podczas wirowania. Pół godziny przed spotkaniem, było mi goraco i zimno jednocześnie, mdliło mnie i oprócz tego nadal bardzo się cieszyłam. Wiedziałam, że jak kolwiek to spotkanie się nie zakończy, będzie to związane z ponownym cierpieniem. Szłam z nastawieniem, że stanie przede mną inny człowiek, że zmienił się w kogoś innego, kogo nie chciałabym już brać pod uwagę. Natomiast jak to w życiu bywa, stało się odwrotnie do moich oczekiwań. Stanął przede mną ten sam uśmiech, z tym samym, ciepłym spojrzeniem. Stało się znów to samo, kiedy stresowałam się przed naszymi spotkaniami. Stres odszedł sam, nawet nie wiem kiedy. Tak jak to zawsze bywało. Nic w nim się nie zmieniło, może oprócz brody, która była troche dłuższa niż pamiętam. 

Po wspaniałym spotkaniu z paczłorkową rodziną, przyszedł czas na poruszenie beznadziejnego temtu, czyli co to się w końcu z nami zadziało i na czym stoimy. 

Byłam zimna jak kamień. I bardzo mi jest wstyd z tego powodu, że potrafiłam być tak zimna dla człowieka, którego tak na prawdę kocham. Mam do siebie ogromny żal. Ponieważ dzień później, kiedy świat nie sprzyjał naszemu spotkaniu, ja uświadomiłam sobie, że mogę go stracić. Zaczęłam panikować. Że przesadziłam, że to nie zabawka. Chciałam biec te gorące sto kilometrów do Side i krzyczeć, że  wczoraj byłam głupia, ale dziś już zmądrzałam. 

Na szczęście, udało nam się jakoś zorganizować w poniedziałkowy wieczór i wybrać się do Alanyi wspólnie z mamą i M. Siedziałam w Leman Kultur i patrzyłam na spokojne morze, na zachód i na piękne Kalesi. Nagle, nie widziałam nic, bo znajome ciepłe dłonie zasłoniły mi oczy. Wtedy wiedziałam, że wróciliśmy we dwoje do tego naszego dublexu. Że ja stoję tam dwiema nogami i Romek właśnie ze spokojem rozsiada się na jedynej kanapie, która tam stoi. Później, czułam i nadal czuje taki błogi spokój, który nie każe mi planować, organizować. Jedyne co musiałam, to kupić bilety aby jak najszybciej zobaczyć Romka. No i mam. Mam Romka, mam bilety, mam też Stambuł w planach. No i zapomniałam o szczęściu które do mnie wróciło. 

I mam gdzieś otoczenie, które mnie pyta, czy ja tam polecę, czy on tu przyjedzie. Ja sama mam ten spokój, to na razie mi wystarczy. Sama jeszcze nie czuje się na siłach, aby podejmować takie ogromne decyzje. Na to przyjdzie jeszcze czas...

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

No i dzień dobry ponownie...

Pamiętacie jak pisałam post niżej?
Ja też pamiętam...

Ale jak już można było zauważyć na przestrzeni tego bloga, który jest moja formą pamiętnika, zmienia się dużo ale na przestrzeni sporego kawałka czasu. Nigdy nie oczekiwałam że będzie go czytać ktoś inny niż ja sama. To ja od początku byłam najważniejszym i docelowym czytelnikiem. Super jest to, że tworzę to już ładnych parę lat. I dopóki będę pamiętała hasło, będzie pisany ten "pamiętnik". Cudzysłów dlatego, ponieważ na miano prawdziwego pamiętnika zasługuje coś co jest aktualizowane częściej niż "przy okazji zmian życiowych".

Skoro o zmianach mowa...
Po dwóch latach, chyba jestem u schyłku swojej tureckiej miłosnej przygody. Stało się to szybko, niczym za cięciem noża. Neden? (tür. dlaczego).
A dlatego że ktoś o mnie zapomniał. Ktoś wokół kogo kręcił się mój świat przez ostatnie dwa lata. I nie wiem, czy to ze względu na globalne ocieplenie czy z innych powodów moja kula ziemska zwolniła obroty. Straciła kolory, turkusowe wody się poszarzały, słońce trochę o mnie zapomniało, a jaśmin nie zakwitł już tak mocno jak kwitł ostatnio.

Przeżyłam wspaniałą zimę. Romek przyjechał do Polski. Mimo tego że wredna z niej kobieta, która pogodą nas nie rozpieszczala, daliśmy radę. Zrobiłam cały plan, który prawie cały wykonaliśmy. Mieszkaliśmy w pięknym mieszkaniu, spędziliśmy równie piękne chwilę. Później nie wiele czasu dalej to ja wróciłam do mojej kochanej Turcji. Zaczęłam naukę języka, który okazał się równie trudny jak papierologia wizowa.
Powrót do Polski przyprawił mnie o ponowną fale myśli o przenosinach do kraju wiecznie gorącej herbaty. Powiedziałam sobie: następny sezon jest mój! Alanya będzie moim domem w którym będę tworzyć mój polsko-turecki dom.
Romek zmienił pracę. I nie chce tu osadzac. Czyja i czego to była wina. Ale nasz turecki dom nie doczekał się nawet planów. Nie doczekał się fundamentów. Wspomniana wcześniej kula ziemska kręciła się wolniej i wolniej. Miałam wrażenie że jakieś dziecko bawiło się nami jak lalkami przez dwa lata, a później jednak dorosło i lalki zostawilo w kącie. Lalki już nie tworzyły razem planów, domu i teraźniejszości. Ktoś nas posadzil na półkach i przyszła pierwsza warstwa kurzu. Taka wkurzajaca, wręcz nie do zniesienia. Ja jako kukielka zdobyłam się na podjęcie ratowania i przypomnienia że kiedyś było tak pięknie i super jak tworzylisny ten nasz zabawkowy świat. Tylko że z naszej dwójki, to tylko ja pamiętałam o tym światku. I chciałam o niego walczyć. To o mnie zapomniano. Druga lalka dojrzała razem z tym dzieckiem ktore kiedyś nami sterowalo.

Nie lubię mówić że "w życiu tak czasami bywa". To takie ogólnikowe. Z drugiej strony nie chce dopuszczać myśli że ktoś o mnie zapomniał. Tak kawałek po kawałku. I stało się. Właśnie centymetr po centymetrze. Nikt o mnie nie zawalczył. A uważam że warto o mnie walczyć. Chociażby za to że dwa lata spędziłam na pełnych obrotach. Dawałam z siebie wszystko. Robiłam co mogłam, a jeżeli nie mogłam to i tak szukałam powodu aby jakoś to zrobić.

W ciągu tygodnia zniknęły moje dwa tureckie lata. Zniknął mój Romek. Rozpłynęły się fundamenty mojego dublexu. Wystygl çay. A jak wiemy, letnia herbata, to już nie to samo co herbaciany wrzątek. Jeżeli zapytacie mnie o powód, to właśnie letnia herbata będzie odpowiedzią. I jest mi przykro, jasne że jest.

Ale czy lubicie być tam gdzie już ktoś was przestał potrzebować?

Ja też nie...