Jak chory na zapaleniu płuc, który wychodzi ze szpitala na własne życzenie po tygodniu, wybrałam się na "kozaka" do Alanyi.
Zaplanowałyśmy wspólny wyjazd z K. ponieważ miała urodziny, rozstała się z chłopakiem tak jak ja, w między czasie straciła pracę, więc nic w życiu nie pomaga na takie problemy, jak babski wyjazd...
Ale nie w miejsce gdzie złamało się serce kilkadziesiąt dni wcześniej....
Tak jak wspomniałam, pojechałam tam "na kozaka", ponieważ wydało mi się że jak od miesiąca nie uroniłam łzy z powodu idioty, który złamał mi serce, jestem gotowa na powrót do miejsca gdzie zaczęło się wszystko.
Wylądowałam dumna i szczęśliwa, uzbrojona w blaszaną zbroje prosto w słonecznej Antalyi. Wsiadłam do busika który wiózł mnie 120km wprost do wulkanu, który moim zdaniem był już martwy od wieków. Dotarłam do hotelu, o średnim standardzie, ale jak najbardziej wystarczającym do relaksu i babskiego wypadu. K. jak zwykle musiała "zaliczyć" Turcję już pierwszego wieczora. Wtedy pomyślałam sobie, że nasz polska naiwność nie ma granic. Następnego wieczora, jej Turcja siedziała wpatrzona w inne, polskie i równie naiwne oczy.
Czasami zapominam, że moje życie nierzadko przypomina jakiś posrany scenariusz, który nagle zostaje wcielony w moje realia, to już wiem i wiele razy się o tym przekonałam. Było też tak i tym razem, a piszę o tym odnośnie wcześniej wspomnianej polskiej naiwności. Do lobby wchodzi sobie Turek za rękę z Polką ( również naiwną). Jego twarz znajoma i to w ogromnym stopniu. Szybko kartkuje moją pamięć... i znów od początku, rozdział po rozdziale mojego klasera wspomnień z kraju tulipanów. WIEM! Kelner z Leman Kultur, które jest i będzie moim ukochanym miejscem nad brzegiem ciepłego morza, z widokiem na zamek. Cwaniaczek, wyhaczył sobie kolejną nawiną. I wiedzę siebie. Siebie i tę moją naiwność. Dokładnie jak dwa lata wcześniej, to ja jestem tą szczęśliwie dreptającą dziewczyną za rączkę, z miłością swojego życia, będąc jego miłością życia... NOT! Bajki istnieją tylko w bajkach. I wtedy jak ich zobaczyłam, to małymi kroczkami wraca do mnie to co mi zabrano. To szczęście.... bo naprawdę, nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa. I ktoś mi to zabrał. Bez kurwa pytania.
K. stwierdziła, że być w Turcji i nie zapalić shishy, to żyć i nie umrzeć. Wiec podreptałyśmy, do knajpy do której chadzałam często z R. Przeszłyśmy pół Alany. Wchodzimy do odnowionego Maldives, lokal aż pęka w szwach bo na telewizorach buja się mecz, turcy pufają sobie shishe i przeżywają emocje godne tylko mężczyzn. Przedzieramy się przez zadymiony, przestronny lokal, wchodzimy do sali na końcu i... uwaga, znowu ktoś włączył scenariusz w moje życie. Widzę te ciemne, wielbłądzie oczy, piękną twarz, gęstę włosy i minę człowieka który właśnie wlazł w kupę bosą stopą. K. zdążyła tylko powiedzieć "o kurwa" i równocześnie odwróciłyśmy się na pięcie, pując do wyjścia czym prędzej. Moje nogi są z waty, w głowie szumi i wiruje, dłonie sięgają po papierosy, których miałam już kurwa nie palić, bo miałam przecież kaca. Przechodzimy przez ulicę i przez moje usta jak mantra wylatuje potok przekleństw i coś tam o tym że mam zezowate szczęście.
Resztę wieczoru zapijam, wszystkim co się da. Budzę się z kacem.
Następny dzień spędzam na zamku, jak idiotka odblokowuje jego profil na IG. Pozwalam sobie odpowiedzieć na kilka wiadomości. Wieczorem, po kilku drinkach K. zgonuje w pokoju a ja niesiona czymś, czego nie jestem i nigdy w stanie nie będę opisać, odpowiadam na zaproszenie na spacer. Wiedziałam co mnie na nim czeka... powrót do wszystkiego. Do wspomnień, do planów, do przeszłości i przyszłości którą razem wieliśmy. Pierwsze wrażenie było jak zwykle. Wielki stres przed, natomiast gdy tylko się zobaczyliśmy wszystko odeszło. Bez pytania ruszyliśmy w stronę plaży Kleopatry, którą to właśnie R pokazał mi po raz pierwszy. Usiedliśmy, ale po krótkim czasie, nie wiem nawet kiedy, doszło do pocałunku, który wywrócił mi wszystko w brzuchu, w sercu i w głowie do góry nogami. Nigdy nikt, nie powiedział mi tak wiele słowami, a co dopiero pocałunkiem. Moje oczy zalały łzy, bo przypomniałam sobie jak wiele krzywdy wyrządził mi ten człowiek w którego oczach widzę miłość w tej chwili. Łzy wypadały z moich oczu, jedna za drugą. nie panowałam nad tym. A on je po prostu zbierał, łapał jak do koszyka, jak gdyby każdą z nich chciał zabrać do siebie i zamienić ten ból na coś dobrego.
Nigdy nie miałam takiego mętliku w głowie. Na dziś dzień, nie wiem jak sobie z tym poradzić Jestem w Polsce a mam ochotę biec chociażby jutro. Chociaż wiem, że on na to nie zasługuje nawet w jednym centymetrze. Mówi się, że miłość wybaczy wszystko. Czy należy w to wierzyć ? Jak wielkim poniżeniem dla mnie samej byłoby przełknięcie czegoś takiego? To jak wystawić policzek w zamian za wielką przysługę.
Wrócę tu za miesiąc, obiecuje! Mam nadzieje, że będę twierdzić już wtedy że po prostu mnie pojebało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz