Dawno mnie tu nie było, z resztą jak zawsze między postami. Fajnie jest tak wrócić i spojrzeć z perspektywy czasu z czym się kiedyś borykałam. Bo przychodze tu zawsze jak mam jakiś problem. Teraz wydaje mi się że nie jest on zbyt mały.
Sęk w tym że chyba się zakochałam, ale jak na mnie przystało, nie mogło być prosto. Odpada związek w jednym mieście a co dopiero w jednym państwie. Państwo europejskie ? Skąd...
Turcja... zachciało mi się Turcji.
Pierwszy był maj. Maj w Konakli, typowo turystycznym kurorcie. I teraz uwaga bo będzie bardzo klasycznie jak to z wakacyjnymi miłościami bywa. Jeden z hoteli na Riwerze Tureckiej, Ja i Kelner o urodzie Roberta Lewandowskiego. Buzia idealna, ciągle uśmiechnięta. Pierwsze pięć minut i już zapada mi w pamieć. Od naszego pierwszego spotkania mija jeden dzień, Kelner ma wtedy wolne. Trzeciego dnia znowu siedzimy na wieczornym tarasie. Kelner okazuje się biegłym mówcą angielskiego, okauje się być Romkiem(spolszczone tureckie imię). Wymiana kilku zdań. Żartów i uśmiechów. Następnego dnia dorastam w odwadze na spacer. Co późnej okazuje się najlepszą decyzją w ciągu ostatniego pół roku. Romko okazuje się być ciepłym i zeuropeizowanym Turkiem, o wielbłądzich, maślanych oczach. Spędzamy razem kolejne wieczory na pogawędkach.
Maj się skończył, skończyła się też moja turecka przygoda. Ale nie do końca. Kolejne miesiące nieprzerwanie koresponduje z Romkiem. Ja w Polsce a on na Riwierze. Oczywiście że myślałam "jestem jedną z miliona turystek, on am urok któremu trudno sie oprzeć, jedyne czego mogę być pewna to kilometrów które nas dzielą. Ale tęsknie. I ufam.
Zapada decyzja o moim powrocie na Riwiere, nie do Turcji ale do Romka. Wrzesień i całe dwa tygodnie dla niego. W dzień lądowania które z resztą było niespodzianką, bo Romko dostał informacje że owszem ląduje ale dzień później. Na moje szczęscie w dzień meldunku w hotelu Romko ma wolne. Ja trzęsąca się jak galareta, daje mu znać że mój lot który miał się odbyć jutro jest niemożliwy. Pełen strachu Romko dowiaduje się że owszem, jutro nie przylecę... bo jestem już dziś. W ciągu godziny od przylotu pędzę przez hotelowe lobby na spotkanie z Romkiem którego nie widziałam 4 miesiące. Schodząc po schodach widze z daleka postać tą samą która czekała na mnie już kiedyś w tym samym miejscu. Nigdy nie byłam tak zestresowana i spokojna jednocześnie. W momencie gdy jesteśmy już od siebie dosłownie metr i obydwoje mamy miny "jejku, on/ona na prawdę istnieje" wszystkie nerwy odchodzą. zapominam o tym żę sie stresowałam i trzęsłam.
22 września koło godziny 22 zaczyna się moja miłosna turecka przygoda. Znów widze te maślane oczy ktore patrzą w ten wielbładzi sposób tylko na mnie. Przez cały pobyt poznaje Romka a on pozwala mi też poznać Turcje która okazuje się być pięknym miejscem na ziemi i super kulturą. Dba o mnie jak nikt nigdy dotąd. W sumie to mogłabym zrobić liste rzeczy wyjątkowych które robił i sprawiał że ja czułam się wyjątkowo a jemu przychodziło mu tak naturalnie to zakochiwanie się. Ja czasami tak zapatrzona w niego, on tak samo.
A teraz w czym problem?
Problem jest taki, że nie wytrzymuje. Nie wytrzymuje z tęsknoty, z braku jego obecności tu przy mnie. Nie wytrzymuje tych idiotycznych komentarzy ludzi ktorzy nigdy nie widzieli go na oczy. I czekam, czekam na Romka który ma tu zawitać w ciągu miesiąca. Zobaczymy co napisze po jego wizycie.