Miewam momenty zwątpienia, podnoszę ręce ku górze w geście poddania się, wywieszam białą flage dla wszystkich przeciwności losu, które chcą toczyć ze mną wojne. Szukam swojego miejsca i samej siebie, którą gdzieś gubie kiedy zbyt mocno się rozpędzę. Wtedy w lustrze odbija się szarość, blaknę w tym pędzie i potrzebuje przystanku. Gdy już go mam, uświadamiam sobie tą szarość o której wspomniałam. Cierpię na bycie człowiekiem, ale podoba mi się ta choroba... To normalne że łamiemy się, kruszymy na drobne kawałeczki. Potem wystarczy pozbierać układanke do "kupy" i oprawić w ramę, którą odwiesza się później na ścianę przeszłości. W moim przypadku cofam się tylko po to aby wziąć rozpęd. I biegnę aż do kolejnej zabawy w puzzle.
Każdy z nas szuka... szuka tylko sam tak prawdę mówiąc nie wie czego wypatruje. Miłości? Szczęścia? Akceptacji? Sukcesu życiowego... mogłabym tak pisać... Ale przyznaj się, Ty też czegoś szukasz. I nie rozumiesz, nie wiesz czego. Myślę że to własnie natura człowieka jest tak zbudowana że nigdy nie będzie idealnie, książkowo. Zawsze czegoś brak. Ta dziura która potrzebuje wypełnienia, i tak pojawi się ponownie, tylko w innym miejscu.
Najlepszym sposobem na tą dziurę, jest jej akceptacja. Najpierw uświadom sobie że ta dziura, to nic innego jak Twoje cele. Akceptuj... Walcz... a potem? Nie martw się, dziursko znajdzie sobie kolejne przytulne miejsca na Twoim świeżo załatanym ego.
M.